Dwaj Polacy zatrzymani w sprawie pobicia w Wilnie rosyjskiego opozycjonisty mieli działać na polecenie obcych służb specjalnych - wynika z zarzutów, które usłyszeli. Jak informowaliśmy, policjanci z CBŚP - realizując wystawiony przez Litwę Europejski Nakaz Aresztowania - kilkanaście dni temu zatrzymali dwie osoby.

REKLAMA

Zatrzymani są podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która wykonywała polecenia służb specjalnych obcego państwa oraz dodatkowo o zorganizowanie na terytorium Litwy napadu na obywatela Rosji i spowodowanie jego uszczerbku na zdrowiu.

Sąd Okręgowy Warszawa-Praga, który decydował o wykonaniu wobec tych mężczyzn Europejskiego Nakazu Aresztowania, postanowił przekazać obu zatrzymanych litewskiemu wymiarowi sprawiedliwości, który ma przeprowadzić wobec nich postępowanie karne. Warunkiem jest jednak odesłanie ich do Polski po zakończeniu tego postępowania, a także po ewentualnym skazaniu, by karę odbywali w Polsce.

Obaj zatrzymani są na razie w polskim areszcie. Na decyzję sądu zażalenie złożyli obrońcy podejrzanych. Będzie je rozpatrywał Sad Apelacyjny w Warszawie.

Tusk: Wypalimy żelazem każdą zdradę

Głos w sprawie zabrał w mediach społecznościowych premier Donald Tusk. Ujawnił, że dwaj Polacy, którzy dokonali napadu na Litwie, mają powiazania ze środowiskami - jak to ujął - "kibicowskich ultrasów".

Premier dodał, że udało się zatrzymać Białorusina, które zlecił im atak na współpracownika Nawalnego. Dla kolaborantów rosyjskich służb nie będzie żadnej pobłażliwości. Wypalimy żelazem każdą zdradę i próbę destabilizacji - napisał premier w mediach społecznościowych.

Niedoszy zamachowiec na prezydenta Zelenskiego, Polak dziaajcy w porozumieniu z rosyjskimi subami - aresztowany 2 dni temu. Biaorusin pracujcy dla Rosjan, ktry zleci dwm Polakom zamach na wsppracownika Nawalnego - zatrzymany. Zamachowcy te ju w areszcie. Powizani...

donaldtuskApril 19, 2024

Jak wyglądało zatrzymanie?

Do zatrzymania dwóch mężczyzn doszło 3 kwietnia w Warszawie. Jeden z nich wpadł w ręce policjantów CBŚP w bloku na warszawskim Gocławiu. Drugi - w domu znajdującym się na posesji w sąsiedniej dzielnicy - w Wawrze.

W obu przypadkach bojowe oddziały siłą weszły do mieszkań, pokonując zabezpieczenia. Wykorzystywali granaty hukowe. Obaj mężczyźni byli wewnątrz. Akcja policjantów całkowicie ich zaskoczyła. Podczas zatrzymania nie stawiali oporu.

Dowodzący operacją zdecydowali się na użycie grup bojowych w pełnym rynsztunku z długą bronią, bo były podejrzenia, że obaj mężczyźni mogą być niebezpieczni, a także mogą posiadać broń. Po akcji trafili do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Potem sąd zdecydował o wykonaniu wobec nich Europejskiego Nakazu Aresztowania wystawionego przez Litwę. Teraz są w areszcie, ale zostaną wydani Litwinom.

Nauseda dziękuje Polsce

Jako pierwszy o zatrzymaniu dwóch Polaków poinformował prezydent Litwy Gitanas Nauseda.

"W Polsce zatrzymano dwie osoby podejrzewane o pobicie lidera rosyjskiej opozycji Leonida Wołkowa. Dziękuję Rzeczypospolitej Polskiej za wspaniałą pracę. Rozmawialiśmy o tym z polskim prezydentem Andrzejem Dudą. Podziękowałem za doskonałą współpracę" - powiedział wcześniej prezydent Nauseda, cytowany przez litewskie media.

Polityk podziękował również litewskim służbom i poinformował, że "wkrótce, po podjęciu kroków proceduralnych, osoby te zostaną przekazane Litwie".

Zadowolenie z zatrzymania osób podejrzewanych o atak wyraził też Wołkow.

"Nie znam jeszcze żadnych szczegółów, ale mogę powiedzieć, że widziałem, jak energicznie i wytrwale litewska policja pracowała nad tą sprawą przez ostatni miesiąc i jestem bardzo szczęśliwy, że ta praca przyniosła rezultat" - napisał Wołkow na platformie X. "Wkrótce poznamy więcej szczegółów. Nie mogę się doczekać" - dodał.

Napad na Leonida Wołkowa w Wilnie

Wołkow został napadnięty w marcu w Wilnie, gdzie mieszka. Napastnik rozbił okno w samochodzie opozycjonisty, w oczy rozpylił mu gaz łzawiący, a następnie zaczął go uderzać młotkiem.

Według wcześniejszych doniesień litewskich władz atak na opozycjonistę został prawdopodobnie zorganizowany przez służby specjalne Kremla za pośrednictwem zwerbowanej osoby.

Wołkow: Chcieli ze mnie zrobić kotlet

Wołkow w nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych nazwał atak "bandyckim pozdrowieniem od Putina". Chcieli ze mnie zrobić kotlet - mówił po wyjściu ze szpitala.

Był mocno poobijany, miał złamaną rękę i stłuczenia na nogach. Twierdził, że za atakiem stoją przedstawiciele najwyższych rosyjskich władz. To były oczywiste, typowe, charakterystyczne bandyckie pozdrowienia od Putina z bandyckiego Petersburga. Ciebie Władimirze Władimirowiczu też pozdrawiam - podkreślił.

Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy poinformował, że wszczęte zostało dochodzenie w sprawie ataku. "Sprawcy będą musieli odpowiedzieć za swoje przestępstwo" - przekazał, opisując atak jako "szokujący".

Pod koniec lutego Wołkow wezwał do protestów podczas wyborów w Rosji. Podkreślił, że to "bezpośredni testament polityczny Aleksieja Nawalnego".